Wakacje w pełni, wielu z nas wyjechało lub planuje wyjechać. Wypoczynek zmienia nie tylko nasze miejsce przebywania, ale i nawyki oraz rutynę religijną. Od wielu lat ta rutyna bywa jednak zaburzona, bo model jednej rodziny i jednego miejsca jest nieaktualny. Ludzie żyją na walizkach, często zmieniając miejsce zamieszkania, nie będąc związanymi z jednym duszpasterstwem. Jak to wpływa na ich wiarę i postrzeganie Boga?
Powodów takiej sytuacji może być kilka. Przede wszystkim religijność nie jest odizolowana od innych aspektów życia społecznego. Wraz ze wzrostem mobilności ludzi zmienia się paradygmat przeżywania religijności. Bycie na walizkach, wcześniej traktowane jako kryzys, dziś może dla wielu być czymś fascynującym. Europejczycy w zglobalizowanym świecie lubią podróżować, doświadczać i poznawać.
Pogłębiające się zmiany w życiu społecznym wymagają od Kościoła myślenia o duszpasterstwie z całkiem innej strony. Wierny, którego kilkanaście lat temu łatwo było zlokalizować i przypisać do jednej parafii, dzisiaj bywa obywatelem świata. Dziś jest w Warszawie, jutro na Krecie, gdzie akurat może nie mieć tak dobrego dostępu do katolickiego księdza, a za pół roku będzie na workation – a więc połączeniu wakacji i pracy zdalnej – w USA.
Może to wymagać przemodelowania myślenia o parafii w ogóle. Być może w przyszłości parafia będzie nie tyle jednostką terytorialną, ile rodzajem wspólnoty i grupy, która jest ze sobą powiązana, także dzięki nowym technologiom.
Chociaż wielu może się wydawać, że otwarcie na świat działa w nieskończoność, a ludzkość idzie tylko w kierunku rozwoju, to nie możemy jednak popadać w kult nowoczesności. Im bardziej świat staje się globalną wioską, tym bardziej ludzie potrzebują odpowiedzi, które wystarczają nie tylko na dziś, ale także na jutro.
Zwiększenie możliwości, otwarcie granic i rynków światowych przyczynia się do rozwoju ludzkości, co Paweł VI postrzegał jako wielką szansę. Linia rozwoju nie jest jednak jednostajna. Kościół przegra, jeśli będzie próbował doganiać pędzący świat. On ma go tylko (lub aż) zrozumieć. Tezę tę weryfikuje pozytywnie rzeczywistość. Młodzież z USA i Francji, w których społeczeństwa przeżyły zachwyt technologią i humanistyczną wizją człowieka samowystarczalnego, na nowo odkrywają wiarę.
Wbrew przewidywaniom rozwój technologii i bogactwa w prostej linii nie osłabił religijności. Jest inaczej. To prawda, zachwiał się model przekazywania wiary, ale nie jej głód; wręcz widzimy jego nasilenie.
Dlatego być może szczególnie Chrystus posyła dziś nowych misjonarzy nie tylko do Afryki czy Azji Środkowej, ale także do Europy, do technologicznych pustyń wiary. Właśnie tam ludzie zapomnieli, że Bóg jest.
Nie bójmy się: Pan jest obecny i nie zostawia ani Kościoła, ani całej ludzkości, często przytoczonej newsami, zniewolonej algorytmami i zaplątanej w ciernie reklam tworzących wybujałe, nierealistyczne oczekiwania.
Z życzeniami dobrej lektury
Bartłomiej Wojnarowski
redaktor naczelny miesięcznika „Adeste”