Czy odczuwamy głód ciszy? Wszystko wskazuje na to, że nawet bardzo jej łakniemy. Według badań ponad 48% z 123 milionów dorosłych mieszkańców europejskich miast jest narażonych na poziom hałasu przekraczający zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), co może prowadzić do problemów zdrowotnych, takich jak choroby serca czy zaburzenia snu. Według Europejskiej Agencji Środowiska około 113 milionów ludzi w Europie jest narażonych na hałas drogowy przekraczający 55 decybeli, co stanowi poziom szkodliwy dla ludzkiego zdrowia.
Żyjemy w świecie, w którym dźwięk nieustannie nas otacza: miasto, media, technologia, rozmowy. A jednak im głośniej, tym bardziej tęsknimy za ciszą. Zastanawiam się, dlaczego tak jest, i wydaje mi się – a nawet graniczy to u mnie z pewnością – że to cisza pozwala nam na prawdziwy odpoczynek, głębszą refleksję i spotkanie z samym sobą. Nie jest ona tylko zwykłym brakiem hałasu, tylko przestrzenią, w której możemy lepiej odróżnić głos Boga od własnych myśli, a także dostrzec i odeprzeć pokusy, by nie prowadziły nas do grzechu.
Filozofia ciszy
Nie będę się za długo rozpisywała w tym akapicie, ponieważ filozofem nie jestem, jedynie zaznaczę temat. Dla Epikura brak bodźców dźwiękowych był formą przyjemności, zaś Pascal, pełen lęku przed nieskończoną ciszą przestrzeni, zauważył, że cisza jest jednym z głównych źródeł niepokoju ludzkiego umysłu. Ciekawym filozofem zdaje się Henry David Thoreau związany z ruchem transcendentalizmu. Znany jest z książki Walden, w której opisał swoje dwuletnie życie w samotności nad stawem Walden i podkreślił w niej wartość prostoty, kontaktu z naturą i niezależności od społeczeństwa w kontekście ciszy. Thoreau wierzył, że cisza i samotność sprzyjają autorefleksji i głębszemu poznaniu samego siebie, a także umożliwiają lepsze zrozumienie natury i duchowej harmonii. Cisza prowadzi nas zatem w dość oczywistą przestrzeń refleksji, głębokiego przeżywania siebie i świata oraz umożliwia wyjście poza natłok codziennych myśli i bodźców, pozwalając na pełniejsze zrozumienie rzeczywistości.
Gotowość na ciszę
Nie jestem również psychologiem ani psychoterapeutą, ale spróbuję w kontekście ciszy nakreślić problem związany z naszą psychiką. Istnieją badania psychologiczne i psychoterapeutyczne wskazujące, że osoby z lękiem i traumą, zmagające się z zaburzeniami lękowymi (np. GAD – uogólnione zaburzenie lękowe) lub PTSD często unikają ciszy, ponieważ wywołuje ona natłok natrętnych myśli i trudnych wspomnień. U osób z depresją cisza może potęgować uczucie pustki oraz izolacji, dlatego niektórzy starają się jej unikać, np. włączają telewizor czy słuchają muzyki przez cały czas. Osoby zmagające się z poczuciem winy lub wewnętrznym konfliktem, unikając konfrontacji z własnymi emocjami, mogą nieświadomie zagłuszać ciszę, aby nie musieć mierzyć się z trudnymi uczuciami czy refleksjami. W badaniach przeprowadzonych na Uniwersytecie Wirginii (2014) odkryto, że wielu ludzi woli doświadczać lekkiego bólu fizycznego (np. rażenia prądem) niż siedzieć w ciszy z własnymi myślami! To pokazuje, jak trudna dla niektórych może być konfrontacja z własnym umysłem.
No dobra, napisałam, jak to cisza jest potrzebna, ale nagle okazuje się, że człowiek, który mierzy się z lękami, depresją i wielkim poczuciem winy, nie jest gotowy w ogóle na ciszę. A co ze zwykłym śmiertelnikiem – Kowalskim, który pracuje, je, śpi, wychowuje dzieci? Czy on pragnie ciszy?
Okazuje się, że nawet osoby bez zaburzeń psychicznych często mają trudność z wejściem w ciszę. Nie wynika to jednak z patologii, lecz z epoki cyfrowej, w jakiej żyjemy, gdzie dźwięki, powiadomienia, reklamy i rozmowy bombardują nas non stop. Mózg przyzwyczaja się do hałasu i przestaje naturalnie dążyć do wyciszenia. Wiele osób czuje presję produktywności, przez co cisza bywa postrzegana jako „strata czasu”, a częste korzystanie z mediów społecznościowych, filmów czy muzyki powoduje, że bez stymulacji czujemy się nieswojo. Cisza bywa też niekomfortowa, zwłaszcza w relacjach – wypełniamy ją gadaniem, nawet jeśli nie mamy nic do powiedzenia.
Medytacja i kontemplacja
Po co w ogóle ten cały długi wstęp o rzeczach, które dla dobrego obserwatora współczesności mogą być już oczywiste? Postawię od razu tezę dotyczącą naszej religijności. Może już w niektórych kręgach zaczyna się o tym głośno mówić, ale tak! – uważam, iż to kontemplacja jest przyszłością Kościoła katolickiego. Modlitwa może stać się formą zagłuszania ciszy i nie prowadzić do głębokiej relacji z Bogiem. Często prawdziwa tajemnica wiary objawia się w ciszy, gdzie człowiek pozwala Bogu mówić w sposób, który wykracza poza słowa. W świecie przebodźcowanym informacjami i zewnętrzną religijnością nie kolejne modlitwy, ale umiejętność trwania w milczeniu mogą stać się kluczowym doświadczeniem wiary XXI wieku.
A co z liturgią?
W kontekście liturgii cisza powinna zyskać szczególne znaczenie, stając się przestrzenią, w której Bóg i człowiek spotykają się w intymnym dialogu. Przejdę chyba teraz, tak od razu, bez zbędnych ceregieli, do najbardziej kontrowersyjnego fragmentu mojego artykułu. Zatem zaczynam jak jakąś bajkę: pewnego razu postanowiłam wybrać się na „starą” mszę świętą, czyli tę, która kiedyś była normą, a teraz może uchodzić za eksponat w muzeum liturgii. I przyznam, że – mimo niejednoznacznych opinii na temat tych ceremonii odprawianych po łacinie – byłam naprawdę zaskoczona. I oto była ona w pełnej okazałości – cisza! W szczytowym momencie mszy świętej. Moment, kiedy nie ma żadnych słów, a ty po prostu stajesz w obliczu Tajemnicy. To było coś, co z jednej strony nie wymagało żadnej interwencji, żadnego komentarza w stylu, co nierzadko się zdarza w kontekście liturgicznym: „No i teraz, drodzy wierni, powoli przejdźmy do części, która jest najważniejsza…”. Otóż nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nastała cisza. Przyszło to w tak naturalny sposób, jakby sam moment konsekracji mówił: „Wejdź, człowieku, w tę ciszę. W tej chwili nie musisz nic mówić, nie musisz nic robić. Po prostu bądź”.
I przyznam, że to było niesamowite doświadczenie, kiedy liturgia na chwilę wstrzymała cały ten wibrujący świat zewnętrzny i pozwoliła mi zanurzyć się w kontemplacji. Ale nie, nie zamierzam teraz zaczynać kolejnej bitwy o to, kto ma rację, czy stara msza jest lepsza od nowej czy odwrotnie. Już czuję, że pewnie ktoś ostrzy sobie zęby i zadaje pytanie, jak można o tym „skansenie” napisać coś dobrego. Można, ale chciałabym tak samo napisać o nowej liturgii i w wielu przypadkach bym mogła, choć nie zawsze jest to tak jednoznaczne, bo istnieje pewien problem – całkowicie, jak dla mnie, niezależny od rytu.
Więc przejdę od razu do rzeczy w sposób „buraczany”, mało delikatny i taki jakiś czepialski. Otóż drodzy celebransi, przestańcie tyle gadać! Serio! Wiem, że to są tylko niewinne, niewielkie wstępy, czasami słowo „pozdrowienia” i żart na koniec, żeby było fajnie, ale darujmy to sobie. Zamilknijmy na ten czas, niech wybrzmi tekst liturgiczny, homilia będzie treściwa i przemyślana, a zamiast zbędnych żartów na koniec spróbujmy zaprosić ludzi, by na moment zatrzymali się w milczeniu, niech ta cisza będzie także momentem kontemplacji, bez potrzeby „rozgadania” wszystkiego. Drodzy i najmilsi księża, jeśli chcecie wypełnić dotkliwą lukę braku katechumenatu dorosłych, to nie róbcie katechizacji na pół gwizdka na mszy świętej, tylko dlatego, że jest audytorium i żaden słuchacz nie zada niewygodnego pytania. Niech liturgia ma swoją powagę i w odpowiednich momentach ciszę, aby dać przestrzeń na spotkanie z tym, co najważniejsze. Jak dla mnie w kontekście liturgii ciężko, jak to mówią, upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, bo byłaby to jedna pieczeń w towarzystwie czegoś, co do niej nie pasuje, np. bitej śmietany. Ja już mam przesyt i niestrawność na samą myśl, choć osobno obie rzeczy nie budzą we mnie odrazy, wręcz przeciwnie. Stąd może kiedyś moje pragnienie katechez dla dorosłych przy większości parafii stanie się faktem.
I nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o dniu, który będzie już niebawem – Wielkim Piątku. Dajmy sobie ten moment, abyśmy w ciszy poszli do grobu Pańskiego. Naprawdę w ciszy, bez żadnego zaproszenia, bez mówienia, jakby wierni byli półinteligentami w stylu: drodzy, pozostańmy w ciszy, na adoracji. Ja o to proszę – ci, którzy dzierżycie mikrofon, już nic na końcu nie mówcie, to nie miejsce na katechizację. I na tym zakończę.